poniedziałek, 27 lipca 2015

PIĄTY

Nie można wymazać z pamięci wszystkiego, co sprawia ból. ~Cassandra Clare

Kolejne zawody, tyle, że tym razem w slope stylu. Ubrana już kierowałam się na start gdy usłyszałam głos Petera. Rozmawiał z Jernejem Damjanem. Wiedziałam, że lepiej by było gdybym tego nie słyszała, ale co z tego. I tak zaczęłam podsłuchiwać.
- Jeżeli ją pocałujesz przy kamerach, to uznamy, że zakład jest wygrany. - stwierdził Jernej
- Szykuj już te 200 euro. - odpowiedział Prevc a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze zwracając tym samym uwagę skoczków.
Chwyciłam deskę i jak najszybciej pobiegłam na start nie zważając na wołania Petera. Po drodze wpadłam na Anje McGold tak dla jasności. Kiedy zobaczyła łzy w moich oczach uśmiechnęła sie perfidnie i poszła dalej, a ja już sama nie wiedziałam co robić.

*KILKA MINUT PÓŹNIEJ*

Stałam na górze i poprawiałam wiązania. Kiedy spiker wymówił moje imię uśmiechnęłam się, mimo tego, że miałam ochotę popełnić samobójstwo. Na dole wiedziałam, że będzie na mnie czekał Peter, będzie Lea z Jurjim, Tepesówna no i Jaka, który ciągle miał nadzieję...
Pomachałam kibicom i ruszyłam w dół. Wszystko szło jak po maśle. Wszystkie przeszkody pokonywałam robiąc najwymyślniejsze triki, których nazw nie do końca znałam. Ale kiedy wjechałam na skocznię zrobiło się nieciekawie. Wyskoczyłam w momencie kiedy pękło mi wiązanie. Straciłam równowagę i rąbnęłam w twardy ubity śnieg. Potem była już tylko ciemność

*NASTĘPNEGO DNIA*

- Dlaczego ona się nie budzi? - usłyszałam głos Tepesa, który odbijał się echem w mojej głowie
- To był bardzo ciężki wypadek. - warknął jakiś facet, pewnie doktor - Niech się pan cieszy, że żyje. Miała dużo szczęścia. Większość ludzi, nawet snowboardzistów nie przeżyłaby takiego upadku.
Potem przestałam słuchać gderania jakiegoś starego pryka i starałam usłyszeć coś jeszcze. Płacz. Lea siedziała obok i płakała. Słyszałam.
Powoli zaczęłam otwierać oczy, ale jaskrawe światło skutecznie mi to uniemożliwiało. Dopiero kiedy jęknęłam, żeby zgasili to cholerne światło i moje życzenie zostało spełnione mogłam powoli otworzyć moje piękne brązowe oczki.
Pierwszym co zobaczyłam był szary sufit z małym żyrandolem. Już wiedziałam gdzie jestem. Podniosłam dłoń, do której przeczepiony był welflon wraz z rurką od kroplówki i dotknęłam twarzy. Do nosa miałam powkładane jakieś rurki, na czole wielki bandaż a usta i łuk brwiowy zszyte.
- Które miejsce? - spytałam jeszcze słabym głosem patrząc na Lee, która mało się ze szczęścia nie posiadała
- Masz srebro, piękna. - zaśmiał się Jurji - Nawet jak jesteś krok od śmierci to zdobywasz to po co przyjechałaś.
- Dzisiaj dekoracja? - przekręciłam lekko głowę, żeby spojrzeć na Tepesa
- Specjalnie dla Ciebie przełożyli ją dopiero na za dwa dni. - uśmiechnął się siadając na krześle po drugiej stronie łóżka - Gratulacje maleńka. Ale jak jeszcze raz wywiniesz nam taki numer, to...
- To był sabotaż. - powiedziałam słabo, ale dość groźnie żeby Lea podskoczyła na stołku - To nie możliwe, żeby wiązanie samo z siebie puściło. A sprawdzałam je trzy razy.
- Wiem. - pisnęła Lea. W końcu się odezwała!- Powołali już komisję śledczą. Jak tylko się czegoś dowiedzą to dadzą znać.
- Dziękuję. - westchnęłam - A czy Jaka...
- Wyszedł na chwilę po picie. - uśmiechnął się Tepes, wyraźnie zadowolony z faktu, że pytam o Hvale a nie o Prevca - Chłopak nie odstępował cię nawet na krok.
- A ten szmaciarz tu był? - warknęłam zaciskając dłoń w pięść, ale pożałowałam tego, bo to była ta ręka z ta małą, białą flądrą przyczepioną do wierzchu dłoni od której wychodził wąski kabelek z lekiem jak mniemam.
- Raz. - odpowiedziała Lea
- Bardzo jestem pogruchotana?
- Rozcięty łuk brwiowy, pokaleczona twarz, kilka siniaków, jedno połamane żebro i ciężko pogruchotana prawa noga. - wymienił Jurji
- Jakie szanse, że znów będę jeździć?
- Około 20 % - szepnęła Lea
- E, nie jest źle. - stwierdziłam, chociaż w duchu płakałam. - Dwadzieścia procent to nie zero. Ale jak bardzo źle z ta nogą?
- Zerwany Achilles, naderwany mięsień strzałkowy krótki i złamany piszczel. - odpowiedziała Lea - Czekają cię dobre trzy miesiące w stabilizatorze.
- W tym wielkim czarnym buciorze? - jęknęłam a Lea kiwnęła głową - Cholera jasna. Będę wyglądać jak debil i chodzić o kulach. No cudownie. Coś jeszcze?
- Po ceremonii trener odsyła Cię do domu. - Jurji chciał to powiedzieć delikatnie, ale chyba zapomniał, że nazywa się Jurji Tepes i niczego złego nie potrafi powiedzieć delikatnie i tak żeby nie załamać człowieka do końca.
- Nie umiesz delikatnie przekazywać wiadomości. - westchnęłam, wywracając oczami
Po tym jak Lea i Jurji opowiedzieli mi co mnie ominęło do sali wpadł zdyszany Jaka z kubkiem termicznym w jednej ręce i kartonem soku pomarańczowego w drugiej. Uśmiechnęłam się na tyle radośnie na ile pozwalała mi niemiłosiernie boląca noga i głowa. Spojrzałam na Lee wzrokiem "wynocha stąd, bo będę gryźć". Szczęście, że zrozumiała, bo nie miałam siły zbytnio ruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Wstała, złapała Jurija za kołnierz i wyszli z sali. Na odchodne puściła mi oczko i zamknęła drzwi. Teraz zostałam tylko ja, Jaka, pikająca aparatura i bałagan zarówno w moim jak i w jego umyśle.
- Jak się czujesz? - usiadł na stołku przy moim łóżku. Wyglądał potwornie. Cienie pod oczami oznaczały, że nie dał się wyciągnąć do hotelu nawet na noc. Jeszcze schudł, co po nim było widać potwornie, bo zapadły mu się policzki. Był ubrany w koszulę i jakieś spodnie. Szczerze powiedziawszy to wyglądał jakby ukradł ciuchy starszemu bratu. - Dobra, głupie pytanie.
- Czuje się gorzej niż wyglądam. - zaśmiałam się ale przestałam, bo złamane żebra dawały o sobie znać i to mocno - Dlaczego wyglądasz jakbyś przez miesiąc nic nie jadł?
- Długo by gadać. - spuścił głowę. Nie wiem co mi w tamtej chwili odbiło, ale złapałam go za rękę i uśmiechnęłam się, chociaż ból rozdzierał mi prawą, dolną kończynę. - Nic nie mogło mi przez gardło przejść.
- Pjona, bo mi też. - zażartowałam - Pamiętaj moje słowa. Złego diabli nie biorą. A mnie już tym bardziej, bo boją się, że piekłem zawładnę.
- Uzasadnione obawy. - zaśmiał się Jaka. Widziałam, że w jego oczach znowu pojawił się blask. Znowu zaczęły błyszczeć, a nie szarzeć. - Tepes ci powiedział?
Kiwnęłam twierdząco głową.
- Nie był delikatny, prawda?
- Ani trochę. - westchnęłam czując się coraz bardziej zmęczona. Zadziwiające, jak bardzo może człowieka wykończyć zwykła rozmowa. - Jaka, bierz przykład ze mnie i idź się przespać.
-Jutro wyjdziesz i będzie coraz lepiej. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Niby zwykły gest a tak bardzo go potrzebowałam.
Wsłuchując się w pikającą aparaturę usnęłam.
________________________________________________________
Na wstępie, chce Was ogromnie przeprosić za moją długą nieobecność
zarówno tutaj jak i na na waszych blogach.
Lipiec do najspokojniejszych miesięcy nie należał.
Przepraszam przy okazji za powyższy badziew, który pisałam miesiąc. 

2 komentarze:

  1. Sama jesteś badziewiem, badziewiu.
    To jest świetne.
    Mam Cię ochotę zabić, bo prawie zabiłaś nam tutaj główną bohaterkę i okazało się, że Prevc to dupa wołowa, śmieć itd. itp. Mam ochotę piszczeć z radości, bo w końcu Jaka jest szczęśliwy, a jak on jest szczęśliwy to ja też jestem.

    Dobra. Czekam na kolejny (szkoda, że ostatni)
    Pozdrawiam
    GosiaczeK

    OdpowiedzUsuń
  2. Awh nareeeszicee <3
    Coś mi się wydaje, że to Anja maczała swoje palce uszkodzeniu tego cholernego wiązania...
    Petera mam ochotę zabić własnymi rękoma (potem jednak mimo wszystko go wskrzesić, no bo w końcu to Prevc...)
    Dobrze, że są przy Jennie przyjaciele :) I Jaka :D
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) I przy tym nie mogę uwierzyć, że to już końcówka :'(
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń