sobota, 25 kwietnia 2015

PIERWSZY

" (...) Nadszedł czas, by cierpieć, nadszedł czas, by walczyć, nadszedł czas, by wygrywać" ~ Kilian Jornet Burgada

Hotele w Pyeongchang były zbudowane specjalnie na tę okazję i wszystkie wyglądały tak samo. Czteropiętrowe domy z drewnianymi akcentami, utrzymane w odcieniach brązów. Tutaj pasek był beżowy, tam kawowy a jeszcze indziej miał kolor pnia drzewa. Większość pokoi posiadała nieduże balkony, które wychodziły albo na przód albo na tył hotelu, skąd widać było szczyt skoczni narciarskiej oraz ostre szczyty gór.
W piwnicy o ile dobrze widziałam znajdowała się jakaś mała knajpka a przed wejściem do hotelu stała nasza nieduża grupka. Opierałam się o ramię Lei i uśmiechałam się głupkowato na widok  "koleżanek" z drużyny. Taka na przykład Anja i jej prawa rączka Maria. Z tego co widziałam zawzięcie o czymś rozmawiały a Anja miała jakąś niezwykle radosną minę. Aż mnie ciary przeszły.
- A te co znowu knują? - Lea przekręciła głowę i zrobiła dziwną minę
- Tylko Mistrz w górze raczy wiedzieć. - westchnęłam i spojrzałam w niebo - Mistrzu ratuj od nich.
- Od nich już nie ma ratunku. - parsknęła śmiechem Lea - Nawet Mistrz nam nie pomoże.
Nasza rozmowa trwała do czasu kiedy trener Hvila zaprosił nas gestem do recepcji. Każda wzięła swoje walizki i ruszyłyśmy do budynku. Recepcja dużo nie różniła się od budynku. Tutaj też dominowały drewniane elementy i dodatki w rozmaitych odcieniach brązu. Moją uwagę zwróciły dwie młode dziewczyny stojące daleko z boku i wyglądające jakby miały zaraz paść na zawał.
- Myślisz, że fanki? - nagle za mną pojawiła się Lea a ja aż podskoczyłam ze strachu - Uspokój się. To tylko ja.
- Chyba aż ty. - wypuściłam powietrze ze świstem i spojrzałam na przyjaciółkę - Ja tam nie mam nic przeciwko byciu czyjąś idolką.
- Bo ty masz predyspozycje. - westchnęła blondynka a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Eh, ta Lea. Miała wszystko oprócz pewności siebie.
Jak na zawołanie owe dwie dziewczyny na pewno Azjatki, wnioskując po skośnych oczach podeszły do nas i poprosiły o zdjęcie.Najpierw jedna stanęła między mną a Leą. Strasznie się trzęsła ale i tak uśmiechała się do aparatu polaroidowego. Potem się zamieniły a na końcu niższa z nich poprosiła mnie o selfie a ja jak na "królową selfie" przystało zgodziłam się. Poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się do przedniej kamerki jej iPhona. Zdjęcie wyszło super, bo obie byłyśmy piękne. Tak wiem, wiem. Ale jak to kiedyś przeczytałam. Skromność to ładna cecha tylko u brzydkich ludzi. Pisnęła uradowana i razem z przyjaciółką gdzieś zniknęły.
- Ładnie wyszłaś. - pochwaliła moje zdjęcie Lea- Ty zawsze ładnie wychodzisz.
- Śmiem polemizować z Twoją opinią. - stwierdziłam i powoli ruszyłyśmy do trenera - Jak mi powiesz, że teraz wyszłaś źle to się to dla Ciebie źle skończy. Obiecuje.
- Grozisz mi? - zaśmiała się Novak a ja kiwnęłam twierdząco głową.
Wreszcie podeszłyśmy do trenera i jako jedne z ostatnich dostałyśmy kluczyki do pokoju. Przy okazji dowiedziałam się, że hotel dzielimy jeszcze ze skoczkami i skoczkiniami. W tamtej chwili pomyślałam tylko o jednym - będzie ciekawie.
Razem z Leą chwyciłyśmy swoje walizki i gawędząc ruszyłyśmy do windy. Na nasze nieszczęście czekały na nią również Anja z Marią. No to się zacznie, pomyślałam.
- Mam nadzieje, że będziesz wspominać ten wyjazd niezbyt miło, Jenny. - zaśmiała się Anja a Maria jej zawtórowała
- Oczywiście, że będe skoro ty tu jesteś. - odparowałam uśmiechając się złośliwie - Nie bierz tego do siebie. Przecież nie chcemy, żebyś nam tu w depresje popadła.
- Oszczędź uszy i się zamknij. -warknęła blondynka i złapała walizkę - Maria. Idziemy schodami.
I obydwie zniknęły kręcąc tyłkami. Przybiłyśmy sobie z Leą piątkę i w spokoju czekałyśmy na nasz transport. W końcu ta blaszana puszka przyjechała i zabrała nas na 4 piętro, które jako jedyne miałyśmy dzielić ze skoczkami. Dokładnie. Z PANAMI. Do tej pory nie wiem jak do tego doszło, ale jak się dowiem to fajnie nie będzie! Towarzystwa jeszcze nie było więc jak najszybciej wpadłyśmy do pokoju i się zaryglowałyśmy. To znaczy wymyśliła to Lea a ja tylko poparłam jej pomysł.
Pokój okazał się sporawym pomieszczeniem z dwoma, bardzo wygodnymi, łóżkami. Ściany miały kolor jasnobrązowy i w kilku miejscach powieszone były obrazy. Jakieś krajobrazy, o ile dobrze pamiętam. Na podłodze były panele i ogromny dywan, który prawie w całości je zakrywał. Przy ścianie, przy każdym łóżku stała drewniana szafa a obok tapczanów (?) stały szafki nocne z niedużymi lampkami. Obydwie miały ciemnobrązowe abażury. A największą atrakcją był balkon, z którego było można się po południami opalać patrząc na piękne góry i kawałek skoczni. Okno znajdowało się naprzeciwko naszych łóżek a łazienka na prawo. Trochę dziwne ułożenie, ale nie wnikam.
Walnęłam walizkę przed szafą, zdjęłam kurtkę, buty i wskoczyłam na łóżko po prawej stronie. To bliżej łazienki. Splotłam ręce pod głową i przyglądałam się Lei, która wyszła na balkon. Widziałam jak westchnęła i wróciła do pokoju z lekko zaróżowionymi policzkami. Zamknęła okno balkonowe, zdjęła kurtkę i usiadła na swoim łóżku.
- Myślisz, że da nam dzisiaj spokój? - ziewnęła blondynka, zrzucając buty i rozkładając się na łóżku.
- Marzenia ściętej głowy. - zaśmiałam się kwaśno - Zaraz przyleci Rok i zagoni nas na jakieś spotkanie organizacyjne. To pewne jak to, że jestem wredna.
- No i wykrakałaś. - westchnęła Lea kiedy ktoś zapukał do drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam nasze wrota. Oczywiście za nimi stał nie kto inny jak asystent naszego trenera Rok Stavic.
- Niech zgadne. Spotkanie organizacyjne? - wywróciłam oczami a Rok tylko się uśmiechnął
- Wróżbitka. - zaśmiał się - Za 5 minut w sali konferencyjnej - i zniknął
- No dobra. -westchnęłam i podeszłam do kurtki, z której wyjęłam mojego białego iPhona
- Trzeba się zbierać, bo znając naszą orientację w terenie to dojdziemy na basen - Lea jak zawsze myślała do przodu i tylko dzięki niej jeszcze posiadam wszystkie części ciała i teoretycznie jestem zdrowa na umyśle.
Kiwnęłam tylko głową i podążyłam za przyjaciółką, uprzednio zamykając pokój, a klucz chowając do kieszeni jeansów. Windą zjechałyśmy do recepcji i plątałyśmy się po niej szukając owej sali konferencyjnej. W końcu Lea nie wytrzymała i podeszła do recepcjonistki, która prawie od razu wytłumaczyła nam jak mamy iść. Tak więc za recepcją skręciłyśmy w prawo i korytarzem doszłyśmy do celu naszej wyprawy.
W środku byli już wszyscy oprócz trenera Alexa no i naszej ukochanej Anji, która weszła zaraz po nas. Usiadła między Rokiem a Marią i zaczęła z nią dyskutować. Chociaż nie wiem czy hotkowanie Austriaków można było zaliczyć do dyskusji.
- Okej, to tak szybko, bo wiem, że jesteście zmęczone. - nagle do sali wszedł trener Alex z zieloną teczką w dłoni. Wyjął z niej kilka kartek i rozdał nam. Okazało się, że to był grafik na jutro i podstawowe informacje. - Przeczytajcie to a w razie jakichś pytań to zapraszam do mnie albo do Roka. To wszystko. Lećcie odpoczywać.
Anja i Maria zerwały się z krzeseł i już ich nie było. Ja z Leą natomiast jak kulturalni ludzie pożegnałyśmy się i grzecznie wyszłyśmy. Wróciłyśmy do recepcji i zamarłyśmy, ponieważ była ona pełna Słoweńskich skoczków narciarskich. Dyskutowali ze sobą zawzięcie i nas nie zauważyli. Lea pisnęła cicho i zaciągnęła mnie do windy, która jak na złość dla mojej przyjaciółki, jechała aż z czwartego piętra. W końcu wsiadłyśmy do tego metalowego pudła i wjechałyśmy na swoje piętro. Blondynka wpadła do pokoju i odetchnęła z ulgą. A ja zamiast zapytać się o co chodzi zaczęłam się śmiać. Dopiero po chwili usiadłam obok przyjaciółki, która wytłumaczyła mi wszystko. Stwierdziła, że po prostu spanikowała.
- Każdemu się zdarza. - ziewnęłam potężnie. Jednak strefy czasowe dają się we znaki. Jednym susem znalazłam się na moim łóżku i położyłam się wygodnie - A teraz pozwolisz, że pójdę spać.
- Jasne. - zaśmiała się Lea i również ułożyła się do spania - Nie chcemy żebyś poczciwych ludzi straszyła.
-Dokładnie. - ziewnęłam, zwinęłam się w kłębek i usnęłam.

*ileś godzin później

Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i poczłapałam otworzyć. Na korytarzu znowu stał uśmiechnięty Rok. Powiadomił nas o kolacji i odszedł. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam obudzić Lee, co moim skromnym zdaniem powinno być dyscypliną olimpijską. Stanęłam nad łóżkiem przyjaciółki i zaczęłam nią potrząsać. Mruknęła coś tylko i obróciła się na drugi bok. Chwyciłam więc telefon, włączyłam alarm i przystawiłam jej głośnik do ucha. Dziewczyna nawet się nie przestraszyła tylko wstała jakby obudził ją normalny budzik. Zawsze zastanawiało mnie to jak ta dziewczyna się sama budzi. Nie wiem tego do tej pory.
- Co się dzieje? - ziewnęła i wyciągnęła się niczym rasowy kot
- Kolację podano pani. - skłoniłam jej się w pas i zaśmiałam się - Ruszaj się, bo głodna jestem.
Blondynka kiwnęła tylko głową. Szybko wstała poprawiła włosy i razem ruszyłyśmy na ową kolację. Oczywiście nasz brak orientacji w terenie znów dał o sobie znać ale tym razem pomógł nam mój niezawodny nos i żołądek, który dawał o sobie znać. Wyczułam zapach kurczaka i brokułów więc nie czekając na nic ruszyłam za moim nosem, który mnie nie zawiódł i doprowadził nas do stołówki. Na kolację dostałyśmy kurczaka w panierce z lnu mielonego, pęczak z warzywami i do tego wypatrzyłam ogromny wiklinowy kosz z jabłkami.
Kiedy układałam szatański plan dostania się do kosza i zastanawiałam się gdzie pochowam jabłuszka na stołówkę weszły skoczkinie. Znałam je wszystkie. Widziałam młodą Anję Tepes, Spele Rogelj i Maję Vtic. Kiedy spojrzenia moje i Anji Tepes się spotkały uśmiechnęłam się. No, bo co miałam zrobić?
- Hej. - skoczkini nagle pojawiła się przy naszym stoliku - Mogę się dosiąść?
- Jasne. - uśmiechnęła się Lea a ja mało z krzesła nie spadłam. Kosmici porwali moją kochaną, bojącą się nowych znajomości jak ognia Lee i podstawili jakiegoś klona! - Jestem Lea a ta tutaj - pokazał na mnie dłonią - to Jenna.
- We własnej nieznośnej osobie. - uśmiechnęłam się do czarnowłosej
- Popełniłaś straszliwy błąd zaczynając z nami znajomość. - zaśmiała się Lea dobierając się powoli do obiadu, który niedawno dostałyśmy
- Dokładnie. - kiwnęłam głową i spojrzałam na pannę Tepes - Bo nikt z tego nie wychodzi zdrowy na umyśle.
-Ze mną już chyba gorzej być nie może. - na słowa skoczkini wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem
I tak zaczęła się nasza znajomość z niejaką Anją Tepes. Po kolacji wyszłyśmy ze stołówki razem z czarnowłosą, która swoją droga pomogła mi przemycić o dwa jabłka więcej niż założyłam i udałyśmy się prosto do windy.  Drzwi windy jeszcze się nie otworzyły a już było słychać hałasy dochodzące z naszego korytarza. Dzikie krzyki, piski (?), jęki i wrzaski. Wyszłyśmy z blaszanej puszki i szybko przemknęłyśmy do swoich pokoi. Byleby nikt nas nie usłyszał a co dopiero zobaczył.
Cały wieczór spędziłam na czytaniu jednej z kilku książek, które ze sobą wzięłam. Pochłonęłam cały "Kod Leonarda da Vinci" w niecały wieczór. Lea bardzo wcześnie poszła spać a ja weszłam do łazienki dopiero kilka minut po dziewiątej.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się moim ulubionym ręcznikiem i porządnie się wytarłam. Potem wskoczyłam w granatowe dresy i jaskrawo malinowy stanik sportowy od sponsora (czyt. Nike). Na stopy wsunęłam skarpety i wzięłam się za suszenie moich czerwonych kudłów. W miarę suszenia i przyglądania się niektórym wypłowiałym już pasmom włosów, zdecydowałam, że po powrocie do Lublany będę musiała udać się do fryzjera. Po dobrych trzydziestu minutach stania przed lusterkiem i suszenia tych wstrętnych kudłów wreszcie wyszłam z łazienki i wskoczyłam na swoje łóżko. Przykryłam się szczelnie kołdrą, zgasiłam lampkę i zaczęłam usypiać.
Na moje nieszczęście zawsze należałam do ludzi, którzy zasypiają raczej wolno i śpią lekko. A kilka minut po północy coś huknęło tak niemiłosiernie głośno, że mało z łóżka nie spadłam. Nawet Lea się obudziła więc musiało być naprawdę głośno. Wkurzona wyskoczyłam z łóżka, narzuciłam na siebie jakąś bluzę i wyszłam na korytarz. Za mną podążyła równie zdenerwowana Lea. Na nasze szczęście z pokoju wyszła również wkurzona Anja. Spojrzałyśmy się na siebie porozumiewawczym wzrokiem i za skoczkinią ruszyłyśmy w stronę drzwi, zza których wydobył się ten przeraźliwy hałas. Tepes zapukała a raczej walnęła pięścią kilka razy w drzwi. Po dłuższej chwili otworzył nam nie kto inny jak Jurji Tepes cały w skowronkach. W pokoju oprócz niego siedział jeszcze rozbawiony Jernej Damjan, Peter Prevc i Jaka Hvala. Do kompletu brakowało tylko Roberta Kranjca, który po chwili wyszedł z łazienki w pokoju.
- CO WY DO JASNEJ CHOLERY ROBICIE?! - wydarła się Anja - Tepes, kurwa! Stary a głupi.
- Nie denerwuj się. - zaśmiał się Jurji - Po prostu gramy sobie i komuś niechcący walizka spadła z szafy. - spojrzał na Jakę, który momentalnie zrobił się czerwony jak moje włosy
- W takim razie byłabym cholernie wdzięczna gdybyście okaleczali się odrobinę ciszej. - warknęłam patrząc na każdego skoczka z osobna. Najdłużej kontakt wzrokowy utrzymałam z Jaką i Prevcem i co dziwne bardzo fajnie mi sie patrzyło. W gruncie rzeczy to Peter Prevc jest nawet przystojny. Nawet bardzo przystojny. A o Jace już nie wspomnę - Wy nie musicie zrywać się o piątej nad ranem. Jeszcze raz usłyszę najmniejszy hałas, to obiecuje, że przypnę któregoś do deski i puszcze na halfpipe'a.
- Dokładnie. - tyn razem odezwała się Lea
- Oj miło to wtedy nie będzie - parsknęłam śmiechem a sekundę później uświadomiłam sobie, że nie zasunęłam bluzy i świece brzuchem i cyckami. - A teraz dobranoc.
- Dobranoc. - każdy po kolei mi odpowiedział uśmiechając się przy tym
Odkręciłam się i ciągnąc za sobą Lee, która jeszcze chętnie podyskutowałaby z panem Tepesem, wróciłam do pokoju. Zamieniłyśmy z Leą jeszcze kilka zdać i położyłyśmy się spać. W końcu pobudka o 5 nad ranem zobowiązuje.
_______________________
No i mamy jedyneczkę. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale mam nadzieję, że nie jest aż taka zła...

środa, 22 kwietnia 2015

PROLOG

,,Kiedy nas ktoś uderzy bez powodu, powinnyśmy oddać bardzo mocno; jestem pewna, że powinnyśmy i to mocno, ażeby ten, kto nas uderzył, nigdy tego nie powtórzył." ~Charlotte Bronte

Słońce już dawno zaszło. Ludzie powoli wychodzili z kawiarni w centrum Lublany. Na stolikach stały zapalone świeczki. Cienie ich płomieni wesoło harcowały po białych ścianach i powieszonych na nich obrazach. Na ich stoliku również paliła się świeczka. Wysoka, gruba w kolorze kawy z mlekiem. Rozmawiali, popijając mocną kawę z ekspresu. Blondynka siedziała naprzeciwko bruneta i wyjaśniała mu coś zawzięcie, gestykulując przy tym rękoma. On natomiast nie zwracał na nią uwagi tylko spokojnie słuchał. Nawet na nią nie patrzył. Mieszał łyżeczką w kubku z ciemną cieczą.
- Co o tym myślisz? - blondynka wreszcie skończyła swój monolog wyraźnie podekscytowana - Może się udać?
- Jest to bardzo prawdopodobne. - mruknął brunet upijając kolejnego łyka kawy z kubka - Jeśli można wiedzieć, to co ona Ci takiego zrobiła?
- Sprawy sercowe. - westchnęła blondynka a przed oczami stanął jej tamten pamiętny wieczór kiedy zastała Adama w objęciach tej małej szmaty, która teraz stała się wielką gwiazdą. Każdy w Słowenii ją znał. - Nie mam zamiaru o tym rozmawiać i to w dodatku z Tobą. Umowa stoi czy nie?
- A co ja będę z tego miał, hm? - pierwszy raz odkąd się spotkali spojrzał jej w oczy. Oczy pełne nienawiści, goryczy i chęci zemsty.
- Świadomość, że pomogłeś mi się zemścić. - powiedziała blondynka odstawiając pusty już kubek na blat drewnianego stołu - No i przedstawienie za darmo.
- Sam nie wiem.. - wzruszył ramionami i dopił swoją kawę - Twój plan może nie wypalić. Ludzie przypadkiem się w sobie nie zakochują.
- Ona ma cierpieć, rozumiesz? - wysyczała przez zęby dziewczyna zaciskając dłonie w pięści. - Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, kiedy to zrobisz i z kim to zrobisz.  Obchodzi mnie tylko to, żeby cierpiała tak jak ja wtedy!
- Nie krzycz. - warknął chłopak - Myślisz, że ludzie nas nie znają?
Zamilkł na chwilę i rozważył wszystkie za i przeciw. Nie miał nic do stracenia. W końcu plan jego koleżanki, tak misternie uknuty przez lata, nie miał żadnej luki. Był niemal idealny. Znał swoich kolegów i wiedział kto nadaje się do tego zadania. Wiedział, kto nie będzie potrafił mu odmówić.
- Niech Ci będzie. - stwierdził wyjmując portfel z kieszeni. Rozsunął go, wyjął jeden banknot i położył go na stoliku. - Jednak pamiętaj, że jeżeli coś pójdzie nie tak, powiem wszystko co tu usłyszałem. Będzie na Ciebie.
- Dobrze. - oboje wstali w tym samym czasie i spojrzeli na siebie. Chłopak zimnym i opanowanym wzrokiem a dziewczyna podekscytowanym i głodnym zemsty. - W takim razie... Do zobaczenia, Jernej.
I wyszła, zostawiając go samego.
___________________________________
TADAM! Jest prolog. Mam nadzieję, że Was trochę zaciekawiłam.

niedziela, 19 kwietnia 2015

WPROWADZENIE

"Nie poddawaj się. Czasami myślimy, że Bóg napisał koniec, a tak naprawdę to dopiero początek''~ Rachel Van Dyken
Witam Was znowu. 
Tak, tak. Długo nie wytrzymałam bez pisania więc przybywam z nową historią zrodzoną podczas pisania sprawdzianu z ekologii <klasa z rozszerzeniem biologicznym pozdrawia>
No więc mam nadzieje, że prolog pojawi się za niedługo. 
Pozdrawiam 
Vida